czwartek, 2 sierpnia 2018

Miniatury Benefit

   Dziś chciałabym pochwalić się co upolowałam przy okazji zakupów w Sephora.
Ale może od początku. W czerwcu dzięki jednemu z wątków na forum dresscloud (klik) dowiedziałam się, że Sephora często prowadzi akcje online gdzie powyżej jakiejś konkretnej kwoty dodaje do zakupów online miniaturki produktów, czasem lepsze a czasem gorsze. W momencie kiedy zobaczyłam miniaturki Benefit, byłam zachwycona mimo że nie planowałam jakichś konkretnych zakupów. Tak na prawdę zakupy były dla mnie wręcz udręką, bo na stronie Sephory trwały również duże promocje, co nie było mi na rękę, bo zapragnione przeze mnie produkty były niedostępne albo były dostępne w ramach promocji.
 Oczywistą sprawą było, że produkty przecenione nie mogły znajdować się w koszyku, który brał udział w promocji Benefit18 - czyli 3 miniaturki tej marki przy zakupach powyżej 180 zł.
Na wstępie opowiem co mi się nie podobało, jak na prawdziwego polaka przystało.
Zdecydowanie zawiedziona byłam kiedy zobaczyłam, że mimo koszyka na ponad 180 zł nieprzecenionych produktów nie mogę dorzucić rzeczy rzeczy z promocji, ponieważ wtedy rabat nie działał. Szkoda, bo chciałam dorzucić jeszcze kilka drobnych rzeczy takich jak np. jednorazowe żele pod prysznic, maseczki. Ogólnie - rzeczy, za które nie opłacało mi się nawet opłacać drugiej przesyłki.
Odpuściłam. Miałam na prawdę ciężki orzech do zgryzienia i z zakupów, które miały być przyjemnością stała się udręka i rozpacz, bo wybór miałam na prawdę okrojony.

Początkowo celowałam w poniższe produkty:
- rozświetlacz Becca Moonstone 8g
- mgiełka do twarzy Glam Glow - glowsetter mist
- paleta do konturowania Kat Von D
- puder Laura Mercier
- krem nawilżający Clinique
- paleta cieni Huda Beauty Desert Dusk

Co ostatecznie zakupiłam dowiecie się w następnym poście, dotyczącym konkretnie tych zakupów.
Skupmy się, więc już na dzisiejszym temacie miniaturek.

W boxie znajdowały się kolejno:

- tusz do rzęs Bad Gal Bang 3 g

*kliknij w zdjęcie by powiększyć*








- krem nawilżający pod oczy Total Moisture Facial Cream 8,9 g








- bronzer Hoola 3 g









  Tusz bardzo przypadł mi do gustu, szczególnie przy malowaniu dolnych rzęs, z którymi zawsze miałam problem gdyż są ciężkie do pomalowania, krótkie i rzadkie. Na górne rzęsy w sumie też jest całkiem fajny ale bez szału. Po miesiącu używania wiem już, że na pewno zakupię go w pełnej wersji.

  Krem jest cudowny, używam go głównie w okolice oczu oraz miejsca gdzie skóra jest szczególnie przeschnięta. Krem działa bardzo kojąco dla mojej wrażliwej skóry, nawilża i ogólnie działa co dla mnie jest nowością.

  Bronzer niestety jak dla mnie zbyt żółty. Moja karnacja jest wręcz trupia. Ja przez moją dość okrągłą buzię lubię jednak użyć bronzera nieco więcej, przez co po nałożeniu bronzera Hoola, wygląda bardzo pomarańczowo.

Osobiście uważam, że warto korzystać z takich okazji, bo można wypróbować perełki a również zdyskwalifikować buble - jak u mnie Hoola, który kiedyś miałam w planach zakupić.



   Zapraszam was też na mój profil na dresscloud.pl gdzie znajdziecie więcej recenzji! https://dresscloud.pl/joszi

środa, 1 sierpnia 2018

Watermelon Makeup

  Kiedy zobaczyłam, że temat na królową DressCloud w tym miesiącu brzmi "ja jako letni owoc" (gdzie zresztą zapraszam was do rejestracji, bo klimat tam panujący jest niezwykły KLIKod razu wyobraziłam sobie trójkątne plasterki arbuza na moich powiekach. Problemem pozostawało brak odpowiedniej palety do wykonania mojej nie specjalnie nadzwyczajnej wizji.
Makijaż jest prosty ale uważam, że dość uroczy. Początkowo myślałam o konturze buzi w powyższych kolorach ale po wielu kompilacjach postawiłam na to zestawienie.
  Powracając do napotkanych mnie problemów.Nie miałam palety, która pozwoliłaby namalować na buzi to co w duszy gra. 
Czym prędzej polecałam do laptopa by zamówić paletkę, którą polecały dziewczyny na grupie Qualitymakeup, a do której zakupu nie mogłam się przekonać. Była to paleta 120 cieni. Ja zamówiłam akurat od ISO TRADE.
 Teraz jednak nie marudziłam a wręcz miałam nadzieję, że dojdzie do mnie jak najprędzej. Z wysyłką zapłaciłam około 30 złotych. Była u mnie po 2 dniach, niestety pokruszona.

 Od razu pisałam z reklamacją jednak wszystko to trwało dla mnie zbyt długo, bo czas na zgłoszenie mijał. 
Dziś tzn. w niedzielę posłałam 'starego' do żabki po setkę spirytusu :') i naprawiłam sobie tę paletę sama co było moim najlepszym pomysłem.

 Zmalowałam to co w głowie tkwiło od kilku dni. 

Jestem z siebie dumna gdyż pierwszy raz malowałam coś innego niż to co na co dzień.


Zaczynając od początku do wykonania makijażu użyłam kolejno:
- nawilżający krem Sephora
- rozświetlający krem pod oczy Benefit Total Moisture
- baza pod makijaż Sephora Beauty Amplifier
- mieszanka podkładów Revlon Color Stay oraz Loreal True Match
- korektor Loreal True Match, Korektor Catrice Camuflage
- puder ryżowy Ecocera
- bronzer KOBO Nubian Desert
- rozświetlacz BECCA Moonstone
- kredka do brwii Catrice
- tusz do rzęs Benefit Bad Gal Bang 
- eyeliner Miss Sporty
- paleta 120 cieni no name allegro (sprzedawca IsoTrade)




Zdjęcia zrobił mi ukochany. Spisał się na medal. Mogłabym nawet powiedzieć, że spisał się aż za dobrze. Ponieważ mimo, że wykonanie makijażu zajęło mi jakieś dwie godzinki - tak wybranie najlepszego zdjęcia z najlepszych trwało chyba 6 godzin.


 Zapraszam was też na mój profil na dresscloud.pl gdzie znajdziecie więcej recenzji! https://dresscloud.pl/joszi







Zestaw EOS

Zamiast zestawy kosmetyków - balsamy 
  Hejcia,
dziś witam was bardzo starym zdjęciem bo aż ze stycznia 2017 roku. 
Wtedy też zakupiłam swój zestaw EOS - balsam do ciała, balsam do ust oraz kremik do rąk.
Za cały zestaw tych przyjemności w Douglasie zapłaciłam wtedy w okolicach 70-80 złotych. Teraz widzę, że zestawy są w okolicach 55 złotych. 
Zapachy w zestawie to: 
Balsam do ciała - berry blossom
Balsam do ust - coconut milk
Krem do rąk - berry blossom
  Jeśli chodzi o moje zadowolenie to w zależności od produktu. 
Bardzo lubię ten krem do rąk oraz balsam do ciała. Jestem z osób, które nie znoszą uczucia balsamu na ciele czy tez kremu na rękach. Te z serii EOS bardzo szybko się wchłaniają i w moim przypadku bardzo koją, nawilżają.
  Ja - osoba, która nie lubi się balsamować - po wykończeniu tego zestawu na pewno sięgnę znów po eos. Jestem bardzo zadowolona.

Zapach Berry blossom bardzo mi się podoba. Jest delikatnie słodki.  Zapach coconut milk podoba mi się duuużo mniej niestety. 

 

Jeśli macie doświadczenia z innymi zapachami tych zestawów chętnie poczytam komentarze.



 Zapraszam was też na mój profil na dresscloud.pl gdzie znajdziecie więcej recenzji! https://dresscloud.pl/joszi







sobota, 11 lutego 2017

Poznań

 Hej, czułam potrzebę odezwać się 'już'. Opowiedzieć co u mnie i chociażby nikt miałby tego nie przeczytać. Po prostu - muszę.
 Od około trzech tygodni, leżę chora. Rozłożyło mnie na części pierwsze. Post ten miał powstać już powstać kilka dni temu, no ale niestety. Moje życie odbywa się ostatnio pomiędzy łóżkiem, poradnią a szpitalem. Nie bawi mnie takie życie. Wolę moje zabiegane życie pomiędzy pracą, szkołą treningami, zdecydowanie. I nie byłoby tak najgorzej gdybym nie była tak bardzo osłabiona. Leki i ciągła gorączka odwaliły świetną robotę, ale chętnie bym się już z nimi pożegnała. Tymczasem wygląda na to, że jak i walentynki tak i swoje 20 urodziny spędzę pod pierzynką z termometrem. Szkoda. Miałam wiele planów. Spędzenie urodzin ze znajomymi, wyjścia na łyżwy, które swoją drogą kurzą się 3 rok w pudełku. Aczkolwiek los postawił mi inne karty, i z nudów pozamawiałam setki rzeczy na aliexpress, które zresztą mam zamiar powiedzmy, 'zrecenzować' jeśli dotrą już do mnie, i o ile nie będzie to jedynie chińskie powietrze.
 Obecnie oczekuję też na książkę, która zaintrygowała mnie już zanim powstała, dokładnie! Rozchodzi się o " #instaserialomiłości " autorstwa cudownej Nicole Sochackiej - Wójcickiej pot. @mamaginekolog, której artykuły namiętnie czytam od około roku na instagramie, facebook'u, zalinkowanej wcześniej stronie oraz snapach, które pokazują jaką Nicole jest normalną a zarazem inspirującą osobą.
Swoją drogą dlaczego ja nigdy nie potrafię streścić się w zdaniu, tylko ZAWSZE muszę opowiedzieć całą genezę rzeczy? Przepraszam za to z góry. Tak już mam.

 Do tej pory nie napisałam jeszcze nic o czym chciałam dziś opowiedzieć. A mianowicie, chciałabym się podzielić dniem, który wydarzył się dawno już temu aczkolwiek wracam wspomnieniami jak najczęściej do tego dnia.

Mianowicie - 2 stycznia 2017 roku.
A zaczęło się to tak. Pierwszego dnia tego nowego roku 2017, wpadłam na pomysł wyjścia do kina. Był to pomysł bardzo trafiony, ponieważ w kinach akurat grali "Gwiezdne wojny - Łotr 1". Zdecydowałam, że wybiorę się dnia następnego.
Tak też było. Pojechałam około 4 godziny przed seansem, ponieważ w planach miałam pójść coś zjeść i ewentualnie znaleźć na szybkiego Starówkę w Poznaniu. Kino miałam wybrane w pobliżu Dworca PKP, bym z moją niezdarnością i marną orientacją w terenie dotarła w obie strony, ponieważ   zbytnio nie znam Poznania. Znałam jedynie dworzec, na którym bywam możliwie często od 4 lat, nigdy nic po za.
Kiedy rano przyjechałam, szybko okazało się, że popełniłam podstawowy błąd. Nie sprawdziłam czy owe kino aby na pewno znajduje się w miejscu, w którym myślałam. Okazało się, że znajduje się niemal 7 kilometrów od mojego punktu początkowego.
 Godzina 10. Nie wiem co robić, czy iść szukać Starego Miasta czy iść szukać kina.
Najpierw kawa. Zdecydowanie. Wybór? Starówka. Nienawidzę przystanków tramwajowych w Poznaniu, przynajmniej tych dwóch 'najbliższych' w okolicy targów.
Kupuje 4 bilety tramwajowe. Jechać? Nie jechać? Jeśli tak - w którą stronę?
Weronika! Wytęż umysł. Mapy w telefonie włączone, punkt docelowy ustawiony. Idziemy.
Nie było zbyt ciepło, wręcz kilka stopni na minusie. Wierzyłam w swój telefon, że da radę poprowadzić mnie na Starówkę i w stronę całkiem przeciwną - do kina tym razem oddaloną już nie o 7 kilometrów a około 14, a w między czasie zrobię kilka ładnych zdjęć, ponieważ uwielbiam wracać wspomnieniami do zdjęć.
No więc podobno mężczyźni mają lepszą orientację w terenie od kobiet? MIT.
Dotarłam na Starówkę w około 1,5 godziny. Na poznańskie koziołki się nie załapałam.
Trwało to dość długo, w drodze na Starówkę zrobiłam kilka zdjęć. Szczerze mówiąc cieszę się, że szłam pieszo, zobaczyłam wiele ładnych budynków, bardzo spodobała mi się tamtejsza architektura. Sama Starówka? No cóż, spodziewałam się bardziej tętniącego życiem miejsca. Ale klimat - cudowny.
Pochodziłam może z 20 minut i sprawdziłam czy da się wrócić jakoś w miarę szybko chociażby do punktu wyjścia - dworca głównego pkp. Niecałe 100 metrów od Starówki co? Te nieszczęsne tramwaje. Jadę dalej. Udało dostać się do miejsca oddalonego od mojego upragnionego kina około pół kilometra(!). Radość i zachwyt. Niemiłosierny mróz i głód. Udało się, dotarłam na miejsce. Zamiast romantycznego obiadu - kupony i wielka wyżerka w Mcdonaldzie.
Wszystko bardzo spontanicznie. Decyzje podejmowane chwilą, wycieczka w jak dla mnie ciekawe miejsca.
Bardzo lubię zwiedzać, miejsca często odwiedzane takie jak np. góry. Ale jeszcze bardziej uwielbiam poboczne miejsca, jak w tym przypadku uliczki, które bardzo mnie zauroczyły! Dla jednych - co tam Poznań, miasto jak miasto. Dla mnie kolejne miejsce, które będę wspominała miło, szaloną wyprawą.
Marzę, by w przyszłości często odwiedzać miejsca, które są magiczne. Mają TEN klimat.
Najważniejsze, by podczas całej wyprawy mieć towarzysza, który ma poczucie humoru, zrozumie twoje i czasem podniesie ciśnienie. ;)
To ważne mieć kogoś z kim odwiedzenie chociażby kanału ściekowego będzie ciekawe.

Poniżej kilka moich zdjęć. Nie oddadzą one uroku. Tam trzeba po prostu być.
Buziaki, do następnego.

(kliknij w zdjęcie by powiększyć)